If life is a dream, what happens when I wake up? - napis na koszulce jednego z bohaterów filmu Dym

sobota, 7 listopada 2015

Digby
I listopadowa sobotnio poranna mgła.
Dziś mam ambitny plan niewychodzenia spod koca. 
Jesienne weekendy mają dużo plusów.

poniedziałek, 5 października 2015

One day we shall die. But all the other days we shall be alive. 
Słowa te zacytował Henning Mankell w tym artykule. Jakże przykro, że już nic nie napisze.

poniedziałek, 7 września 2015

Kurz osiadl na blogu. Moze wraz z jesienia go troche odkurze, troche tu pobede. Tymczasem ma byc podobno indian summer na Wyspach. Oby dotarlo do Szkocji. 
Ostatnie zachody slonca.

poniedziałek, 20 lipca 2015

 Mam wrażenie, że ciągle jestem coraz bliżej, albo dalej, jakiegoś celu.
I dobrze.
 Jakbyście byli w okolicy i nie wiedzieli co zrobić z czasem w te pięknie letnie wieczory...
 Mamo mogę to?
 Zalew Soliński
 Bieszczady

Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej


 Upał w jaki poszliśmy zwiedzać sanocki skansen był tak ogromny, że jeszcze teraz, już w deszczowym dziś Edynburgu, na samą myśl robi mi się gorąco.
 Ale czym byłoby lato bez takich gorących lipcowych przedpołudni?

It's easier to leave than to be left behind...
Te słowa piosenki R.E.M. odtwarzałam w głowie w ostatnich kilku dniach wiele razy. 
Pożegnania zawsze mnie trochę rozwalają.

sobota, 13 czerwca 2015


Według wskazówek zegara: dach stacji kolejowej Waverly w Edynburgu, ulubiony park, w drodze do pracy, ulubiony Jazz Bar, ulubiona latarnia.
Dawno nie pisałam. Ale jestem. I jest mi dobrze. Lato jednak robi swoje. 
Długie jasne wieczory są mega. Bo widzicie, tu na północy w czerwcu zaczyna się ściemniać dopiero po dziesiątej. Owszem zdarzają się drobiazgi typu samochód, który odmówił posłuszeństwa na trzy tygodnie przed jazdą do Polski. Ale i to okazało się do ogarnięcia. A sama podróż już niedługo, zobaczymy jak nam to wyjdzie. Nawet na chwilę bowiem nie zapominam, że na tylnym siedzieniu będzie dwójka niezwykle wymagających małych ludzi.

A to perełka, którą znalazłam dziś w necie:
Od pół godziny próbuję się zdecydować który z tych trzech panów najbardziej mi się podoba. Co chwilę zmieniam zdanie. Przyjemny dylemat na sobotę.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Mam wrażenie, że kończący się właśnie kwiecień był bardzo długi. I momentami bardzo trudny. Ale oprócz kiepskich chwil miał kilka dobrych. Na przykład sobotni koncert Kazika. Fantastycznie było go znowu zobaczyć. Przyjaciółka przypomniała mi kiedy widziałyśmy go po raz pierwszy, wydaje nam się, że był to, pi razy drzwi, rok 97. Koncert nad Soliną. Gdzie myśmy wtedy spały po tym koncercie? Kurcze, nie pamiętam. Potem były jeszcze koncerty na Juwenaliach. I wreszcie, po latach, sobotni wieczór z Kazikiem w jakże zatłoczonym i gorącym edynburskim klubie. I był to wieczór wyśmienity. Kazik na scenie jest kapitalny, a do tego sprawia wrażenie niesamowicie sympatycznego gościa.

A teraz będą zdjęcia. Dużo zdjęć. I bynajmniej nie z koncertu;) W kwietniu bowiem wydarzyła nam się jeszcze jedna fajna rzecz. Wyprawa na Isle of Mull.

Wyspa Mull jest położona na zachodnim wybrzeżu. Najłatwiej dopłynąć na nią promem z miasteczka Oban, jest to około 3h jazdy z Edynburga. Zasadniczo niezbyt daleko, ale sam prom sprawia, że nie jest to do końca tania wycieczka (ok.90 funtów za podróż w kwietniu).
Aczkolwiek warto. Wyspa jest przepiękna. Plaże ciche, dzikie, z krystalicznie czystą wodą.


Zawsze się zastanawiam jak się mieszka w takich miejscach.
Widzieliśmy sporo takich domków stojących samotnie. 
Jak to jest mieć najbliższego sąsiada 5, 10 mil dalej?

Moje ulubione zdjęcie. Taka właśnie była dla mnie ta wyspa. 
Mało ludzi, dużo owiec i przestrzeń.
I kręte drogi, którymi mój małżonek się zachwycał.
I budki telefoniczne in the middle of nowhere. Bo z zasięgiem słabo.
Owce są wszędzie.
I są piękne.
 A za tymi skałami widzieliśmy delfiny. 
Gdybym była delfinem nie ruszałabym się z tego miejsca.

 Jest też miasteczko.


Liczące ok. 700 mieszkańców Tobermory. 
Swego czasu właśnie tam kręcono znany dziecięcy program telewizyjny Balamory.
 I powrót na naszą ukochaną plażę Calgary Bay.
 
Kanadyjskie Calgary zawdzięcza swoją nazwę temu właśnie miejscu. Tu spędzał wakacje kanadyjski pułkownik James Macleod. Gdy w 1876 wrócił do Kanady, po pobycie w Calgary Castle, zaproponował tą nazwę dla Fortu Calgary, który dał początek miastu.

Pora wracać.
 Choć widoki jeszcze będą.
 I dużo pustych krzesełek.

I na koniec złoworogo wyglądająca mewa;) 
To była piękna podróż.