If life is a dream, what happens when I wake up? - napis na koszulce jednego z bohaterów filmu Dym

czwartek, 29 listopada 2012

Nowy dzień. Śniadanie, kawa, urodzinowe ciasto czekoladowe i zaczynam się organizować. Spać mi się chce przeraźliwie, ale dam radę. Przedostatni dzień listopada. Do wiosny coraz bliżej.



Highlandy sierpniową porą

wtorek, 27 listopada 2012

Dziewczynka urodziła się dzisiaj. Siedem lat temu tak sobie leżałam pół-żywa, otumaniona szczęściem. To jest oczywiście Jej dzień. Choć ja właściwie czuję się jakby był bardziej mój. 
Patrzę sobie na tego małego człowieka z moich genów i z mojego brzucha. I nie mogę się powstrzymać by sobie nie pogratulować. Dziewczynka już dziś dostała dużo pięknych życzeń. Tu zaś jest idealne miejsce na życzenia dla mnie. Otwieram więc piwo imbirowe. 
Wszystkiego najlepszego Joanna. Dałaś radę. Jesteś zuchem. Masz fajną córkę. Dwie córki, by być bardziej dokładnym;) 

niedziela, 25 listopada 2012

Właśnie zauważyłam, że w jednym z tutejszych kin grają trylogię Tolkiena. W niedzielę 9-go, w południe, zaczynają Drużyną Pierścienia, potem godzinna przerwa. O 4 zaczynają się Dwie Wieże, potem 10 minut na toaletkę i Powrót Króla.
O maj gad. Nie mówcie, że ktoś to wytrzyma. Choć widowisko to piękne, fakt. Myśmy nawet ostatnio oglądali. Zajęło nam to dwa tygodnie;)

A tak naprawdę to trochę im zazdroszczę. Zaszyć się w kinie na całą niedzielę...Szczęściarze. 

Ja nie wiem jak to się dzieje, że niedziela zdaje się trwać trzy razy dłużej niż sobota? Ta na szczęście zaraz się skończy. Uff.

Edynburg, Newhaven

piątek, 23 listopada 2012

Od dzisiaj jestem posiadaczką odjazdowej ścierki do naczyń. Jakkolwiek zbyt odjazdowa na ścierę, została obrusem.

Nie wiem kto był pomysłodawcą, ale pomysł klawy. Każde dziecko ze szkoły Dziewczynki narysowało siebie. Super!

czwartek, 22 listopada 2012

Dużo jest piosenek o tym, że jesteśmy sami, samiuteńcy na tym świecie. Ja nawet mam swoją ulubioną, przepiękną, piosenkę w tym temacie. I generalnie się z tym zgadzam. Taka egzystencjalna, nieodgadniona samotność jest, całkiem mozliwe, w każdym z nas. I tylko czasem nas dopada. I jest wtedy krucho. I smutno bardzo.
Kazik to nawet zgrabnie ujął: 'żadne słowa tego nie opiszą co poczuć moze człowiek ciemną, jesienną nocą. Dlatego już kończę ten list, listopad tysiąc dziewięćset dziesiąt trzy.' A nie, 2012.

Są jednakowyż piosenki, które podchodzą do rzeczy odmiennie. 
I to te poprawiają mi nastrój.



If you say we're not alone

środa, 21 listopada 2012

Dopiero ranek a ja się czuję jakbym przebiegła z 10km. Może to właściwie byłby dobry pomysł? Pójść pobiegać. Trochę fiz kultury. Tak. Potrzebuję fiz kultury. Jutro więc. Ale zaraz. Wczoraj dzwoniła Marysia i mówiła, że jutro ma padać. Przemyślę to jeszcze.
Dziś obudził nas inżynier gazowy. Przewróciliśmy kuchnię i schowek do góry nogami w poszukiwaniu dojścia prądu. Mały kontakt znalazł się w salonie. Wyłączyła go przypadkowo książka spadająca z regału. A my dwie noce bez ogrzewania i ciepłej wody. Nie mam pomysłu jak to skomentować.

Piję gorącą wodę z cytryną. Jakiś instruktor fitnesu z maniakalnym błyskiem w oczach pytał w internecie czy jestem gotowa na to wyzwanie. Rozpoczynania dnia od wody z cytryną, przez 28 dni, powiedział. Pomyślałam dlaczego nie? Podobnież jest to bardzo zdrowe, albo zdrowe dość. Wystarczająco w każdym razie.

Mała Dziewczynka po bardzo nieprzespanej nocy i ładnie przespanym poranku przebudza się powoli. Jej bezzębny uśmiech jest jakiś taki cholernie zaraźliwy. 

poniedziałek, 19 listopada 2012

Czy listopad musi być koniecznie jednym wielkim oczekiwaniem na wiosnę? Może musi. 

Orkady
i
umyte okno, które strasznie cieszyło mnie cały weekend;)




środa, 14 listopada 2012

Seasonal Affective Disorder. SAD. Zawsze mnie zastanawia czy jakiekolwiek trzy słowa mogą mieć bardziej znaczący skrót. Zalewa mnie fala zniechęcenia. Wpadam w nałóg czekoladowy. 
Połykam witaminę D i czekam żeby mi się chciało trochę więcej.


Loch Ness (w sierpniową sobotę). 
Pewnie jest tam równie ponuro jak w Edim. Albo jeszcze ponurzej. I robi się ciemno. Albo już jest. I wieje. I pada.
 Rety, poczytam coś może o fototerapii.


niedziela, 11 listopada 2012



Świat globalną wioską. Za oknem na wieczornym niebie co chwilę świecą małe mknące punkciki. Do Polski dwie i pół godziny. A jednak nie mogę tak sobie wsiąść w taksówkę i być na lotnisku za 20 minut. Czasem naprawdę tęsknię. Ostatnio jakoś mocniej za moimi rodzicami. Może dlatego, że zbliżają się Święta. Człowiek na starość robi się strasznie sentymentalny;)



Poczekam. Lato tam ma cudny smak.



sobota, 10 listopada 2012

Czasem z oglądania starych zdjęć to nic dobrego się nie robi. Mnie właśnie ogarnął jakiś smutek. Na który kruszonka z jabłkami pomoże albo nie. 

Edynburg 



czwartek, 8 listopada 2012

Ogromnie powoli idzie mi oswajanie się z wczesnymi zmierzchami. Mozolnie bardzo. Pozmienialiśmy żarówki. Jasne, ciepłe światło trzech lamp ogrzewa mi twarz. 
Jestem w swoim rodzinnym mieście, leniwie toczy się gorące sobotnie popołudnie, mam na sobie sukienkę w kratkę, Dziewczynka jest w kropki. Idziemy do sklepu. Zastanawiamy się na które lody mamy dziś ochotę.

Tak się bawimy z Dziewczynką gdy w szczególnie wietrzno - deszczowe dni wracamy ze szkoły. Zanim dojdziemy do tego kto jaką ma sukienkę już jesteśmy w domu. A w domu jasne światło, kawa i ulubiona płyta. Tak, mozolne oswajanie jesiennej ciemności. 



wtorek, 6 listopada 2012


Niebo sprzed chwili.

Dziś w Trójce był chłopak, który nie ma domu. Jest ciągle w podróży. Ciekawe jak to jest. Powiedział, że najpiękniejsze niebo nocą widział w Rosji. Ja dużo, przyznaję, nie podróżowałam po świecie. Więc na razie moje najbardziej ulubione niebo nocne to sierpniowe niebo bieszczadzkie. Być może tak już zostanie na zawsze...?

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jakbym dzisiaj w drodze do kina wysiadła z autobusu i poszła w lewo, po czym znowu w lewo, następnie w prawo i pod górę to taki bym zastała widok:


Żadna z tych chwil się nie powtórzy. Żaden poniedziałek kiedy z Małą Dziewczynką w chuście jadę do kina. Wiem jednak co muszę robić żeby te chwile gdzieś w sobie zatrzymać. 
Muszę je odbywać.
Za rok rzeczywistość będzie już inna. Ta mała osoba będzie inna. Prawdopodobnie trzeci raz już nie będę mieć okazji tulić kilkutygodniowego człowieka. Nie z mojej krwi i potu, w każdym razie. Mam farta. Podczas gdy inni spędzają poniedziałkowe przedpołudnie w, być może znienawidzonej, robocie ja mam od niej wyczekaną przerwę. Siedzę w kinie i całuję puchaty policzek mojej Córki. Jest dobrze.

To już nasz drugi seans. Pierwszy zaliczyłyśmy tydzień temu. Przeurocza Meryl Streep i mamroczący, oporny choć nadal czarujący Tommy Lee Jones. Ależ im było ciężko się dotknać po 31 latach małżeństwa. Wzruszająca codzienna historia.

A dziś The Queen of Versailles. O ludziach, którzy mają większy schowek na buty niż ja mieszkanie. 


Nothing makes me happy these days. Powiedział amerykański miliarder patrząc smutno w kamerę. 

piątek, 2 listopada 2012

Profesor Mikołajko w Gazecie rozmawia o śmierci. Za Koheletem i Markiem Aureliuszem powiada: 
nic więcej niż teraźniejszość nie mamy w garści. 
Tak. Pamiętam i zapominam o tym codziennie.


Na bardzo dalekiej północy